2021,  biwak,  dystans 100-200 km,  rajzy kilkudniowe,  solo

Wrocław 2021

TOTALNY spontan jeśli chodzi o trasę, bo wcześniej planowałem jazdę do Raciborza na Rajd Głubczycki z PTTK Racibórz, ale nie wyszło, potem mówię sobie jadę na odległość się sprawdzić, a co mi tam każdy to robi heh, koledzy z Teamu Diablo Bike Team kręcą z Zakopanego trasą Green Velo pomyślałem jadę do Zakopca aby się z nimi spotkać, potem kolega Jasiek też w okolicy bo idzie małym szlakiem beskidzkim, ale w końcu wypadło na całkiem inny kierunek WROCŁAW….

Tak więc wstaję rano, a wcześniej jeszcze urlopa musiałem wziąć w robocie bo miałem nockę w planie z pt/sob, ale z tym problemu nie było więc szybki plan i jadę, początkowo z zamiarem przekroczenia bariery 200km, ale nie na sztywno, zabieram namiot na nowego Silexa i jadę, a gdzie dojadę to się okaże ;), wieczorem rowerek jeszcze wisi grzecznie na ścianie jak obrazek ;), a rano startuję na Rudy i dalej, przed Dziergowicami dostaję kapcia pierwszego w tej carbonowej furze, podczas naprawy delektuje się świeżo wyciśniętym soczkiem z warzyw który od kwietnia dziennie spożywam, kapeć ogarnięty, ale nie tak łatwo bo kupiłem (miałem) dętkę z wentylem presta, ale wentyl wykręcany co nie wiedziałem i podczas napompowania opony, i wyjęcia pompki, która w moim przypadku jest wkręcona, wykręciłem ją razem z wentylem heh i znowu trzeba było pompować heh, ale ogarnięte tym samym pozbyłem się jedynej dętki którą miałem ze sobą (bez łątek), musiałem obowiązkowo zakupić nową, ale to nie było takie proste, Bierawa klops, Kędzierzyn Koźle 3 sklepy i nie mają dętki 700×38 w preście ja pierd….e, dopiero czwarty sklep znalazł ufff, kupuje dętkę i łatki na wszelki wypadek i naginam, straciłem w tej sytuacji ponad godzinę, do tego remont mostu nad rzeką Kłodnicą i musiałem jechać na około SZLAK, jeszcze aby było mało to kolega Grzybek mnie molestuje i pisze że się opierniczam heh – pozdro gościu, w końcu jadę, K-K zostawiam za plecami i jadę w kierunku Zdzieszowic, Krapkowic gdzie w oddali widzę MEGA prześwięte miejsce zwane Górą Świętej Anny (Annaberg po szwabsku) heh

Krapkowice, spory ruch szybka fota przy znaku i dalej pod pomnik pamięci po drodze za Krapkowicami wiatraki, przekraczam magiczną liczbę kilometrów jakim są 66,66, ale nie udało mi się tego uchwycić na fotce :), trasa spoko, pogoda dopisuje, nie za ciepło, nie za zimno jest OK z Krapkowic kawałek trasą drogi krajowej 45 musiałem przejechać TO KOSZMAR, ale musiałem wrrr, za to potem jak z niej zjechałem w pola i lasy to jechałem nimi niecałe 30km, piękna leśna droga szutrowa w całkiem fajnym stanie obok jednostki wojskowej, gdzie chciałem zrobić fotkę i napatoczył mi się jeden wojok, było grzeczne dzień dobry z obu stron i dalej jazda,na tej drodze przez lasy napotkałem też fajną altanę leśną gdzie leśnicy pewno odgrywają tu niezłe orgie ;), do tego pamiątkowy kamień, FAJNE tereny

jadę i jadę, aż powoli zrobiłem się głodny i szukałem jakieś knajpy wypadło na Lewin Brzeski gdzie zamawiam browarka, zupę i dorsza z frytkami, mięsa nie jadam już od kwietnia i jadał nie będę, wiem ryba to tez mięso, ale to nbie to samo a i rzadko je jem, spokojnie oczekuję na danie i konsumuje, obserwując w tym czasie niezłe chmury deszczowe w okolicy, ale mam nadzieję, że uda mi się je ogarnąć 😉 i w sumie dużo nie brakowało może jak bym dorsza jadł 20 minut dłużej było by OK heh, a tak deszcz mnie trochę dopadł na drodze krajowej gdzie panował niezły ruch wrrr co za droga bez pobocza, wiązka KOSZMAR dziś drugi taki odcinek naginam, widząc jaki mam dystans zbliżałem się do 160 km, dla mnie to sporo, dla jednych pryszcz, no ale każdy orze jak może, w Oławie zacząłem się zastanawiać, czy ma sens jechać na siłę do centrum Wrocka i stwierdziłem szybko, że nie to nie jest warte, wyszukałem miejscówkę blisko rzeki Odra gdzie jechałem z nadzieją znalezienia noclegu w lesie, wypadło na miejscowość Utrata gdzie znajdowała się też całkiem ładna wieża widokowa nie wiem jaka wysokość bo żadnej tablicy informacyjnej na ten temat (internet podał 40m), ale byłą spora i widok z niej zacny, a jadąc tam spodziewałem się wieży drewnianej jakiegoś bardziej podwyższenia, a tu się nieźle zdziwiłem, do tego kawałek dalej MEGA miejscówka z dostępem do rzeki Odry gdzie oczywiście się wykąpałem i mojego rumaka, bo też trzeba było skoro ma spać ze mną w namiocie heh, miejscówka jest, a wcześniej jeszcze znalazłem sklep gdzie zakupiłem coś na ząb i piweczko dokładnie dwa na dobranoc heh, ale z tym sklepem to szczęście było 🙂

tak zakończyłem pierwszy dzień wypadu, dystans nie osiągnięty, ale mam to w du….ie, liczy się przygoda, a to kolejna w mojej karierze, stwierdziłem, że jazda na siłę do Wrocka nic nie da, tam nie będę spał w namiocie tylko na kwaterze jak znajdę za kosmiczne pieniądze, a nie po to jadę rowerem i wiozę namiot, żeby płacić za kwaterę heh i uważam, że dobrą decyzję podjąłem…

Poranek w urokliwym miejscu MEGA, pakowanie zajęło mi lekko ponad godzinę, ale na spokojnie, niestety jazda trekiem z sakwami i pakowanie się do nich to pryszcz w przypadku pakowania się do sakw typu bikepacking, fajnie to wygląda i jest spoko, ale pakowanie się do tego to już inny temat, ale do ogarnięcia…staruję na Wrocław około godziny 7:20 gdzie jadę jeszcze pod wieżę, i dalej pod stary most kolejowy stary, ale dalej w użytku, dalej wypadam z miejscowości Kotowice heh jak Katowice prawie i jadę w kierunku Wrocka miałem dylemat czy drogą krajową czy zadupiami, ale jako , że była sobota to miałem nadzieję, że będzie mniejszy ruch niż w dniu wczorajszym i dam rade tak też zrobiłem, nie było tragedii…

po przekręceniu lekko ponad 30 km jestem w centrum Wrocka, gdzie udaję się do Baru Miś, polecił mi go Jasiek za co mu dziękuję, bo można w nim smacznie zjeść i do tego mega tanio, zapłaciłem za cztery jaja, bułkę i herbatę 6,80 zeta to tak do informacji, ludzie wchodzili i wychodzili non stop, ale kolejek nie było więc spoko, to było moje śniadanie, potem też za poleceniem Jaśka jadę na miejsce zwane kolorowym podwórkiem, gdzie miałem zobaczyć MEGA pomalowane elewacje budynków i tak też było…

w tym czasie wiedząc już, że mój plan powrotu nie wypali, a do przejechania miałem 200 km przez Nysę do Głubczyc, aby tam się spotkać z PTTK Racibórz podjąłem decyzję, że pomogę sobie lekko pociągiem, poddaję do Kędzierzyna Koźla właśnie nim i tak też zrobiłem…wpadam na PKP i wskakuję do cuga…po dwóch godzinach jestem w K-K i jadę przez Bierawę, Kotlarnię, gdzie zatrzymuje się w przydrożnym barze STOP, który swoją drogą polecam, jadłem w nim grochówkę z kotła, cena 11,50 zeta ale talerz spory i głęboki MEGA grochówka, nie to co w barze Smakosz grochowo-ziemniaczana zupa heh, naprawdę POECAM, ale nie do końca bo smaki każdy ma swoje, ja piszę o swoim, na pewno nie raz tam wyląduje jeszcze…

z tego miejsca to już prosta i przyjemna droga przez Magdalenkę, Rudy do Rybnika, gdzie całkiem nieźle się pomyka, pogoda nie do końca fajna więc i ludzi mało, zatrzymałem się też w Przynęcie na browarka i potem dalej Velostradą gdzie spotkałem znajomych i tam trochę pogawędziliśmy, przyszedł deszcz, lekka ulewa i tym sposobem na koniec dnia i rajzy nieźle zmokłem, ale co tam z cukru nie jestem, a i już prawie w domu heh

ba na koniec myjna mojego carbonowego rumaka, no bo jak inaczej zawiśnie na ścianie nie może być ujeba….y co nie heh

Kolejny wypadzik solo uważam za trafiony w każdym punkcie…

Jeśli to czytasz to zostaw komentarz, za co dziękuję

i pozdroooo

dla zainteresowanych trasa z wieży do centrum i dalsza poniżej K-K – Rybnik

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: Undefined array key "pages" in /profiles/l/lu/luk/lukas-rybnik/lukas-rower.cba.pl/wp-content/plugins/facebook-messenger-customer-chat/facebook-messenger-customer-chat.php on line 117