2019,  solo

kolejna nocka solo w lesie, nie taka spokojna…

Kolejna nocka solo, blisko domu, chodziło tylko o las i pobycie w nim chwile, delektowanie się kolorami jesieni i śpiewem ptaków itd., plan był aby wyjechać wcześniej, ale nie udało się tak więc zabieram się za kręcenie rowerem dopiero po 16-tej, kierunek lasy Przegędzy czy Gotartowic, już z daleka widać to o co mi chodziło, jesień w słoneczne dni ma niesamowity urok i to chyba w niej jest najpiękniejsze…

pięknie, tu zastanawiam się jaką drogę wybrać dalej, prosto pod górę czy w lewo i bez górki ;), no i co wybrałem?

wybrałem bez górek a co mi tam ;), jadę i delektuje się tym co widzicie na fotkach, dla mnie bajka

jako że wyjechałem późno to słoneczko powoli się obniża i za niedługo zagaśnie, no ale cóż, puki co korzystam…

miejscówkę też już mam, kiedyś tu byłem tylko na godzinkę i miejscówka mi się spodobała jeśli chodzi o rozmieszczenie drzew i jakie jest czyste podłoże, bardzo mi to odpowiada i tu zostaje, ale czy to do końca był dobry pomysł to o tym będzie dalej…

obóz gotowy

jeszcze trochę słońca zostało to teraz czas na degustację żubrowilka, heh w sumie to wcześniej nie zauważyłem że piwo żubr i jego podobizna która była na puszkach to teraz króluje na nim Wilk

no i po słoneczku czas przystroić świecidełkami moją miejscówkę

co czynię, nawet lampki świąteczne się znalazły, a to za sprawą podpatrzenia pomysłu od kolegi Jaska, pozdro dla Ciebie “dziadzie leśny” 😉

zabrałem tez do testów chemiczne światło i powiem że całkiem fajnie to świeci i do tego bardzo długo, na opakowaniu podają że do 8 godzin, i chyba wiele się nie pomylili, 

a tak wyglądało to w całości patrząc z boku

a tak w środku było 😉

obóz gotowy, ciemno się zrobiło i to bardzo szybko, no ale tak to już jest a będzie za niedługo jeszcze szybciej, czas coś przekąsić no to kuchenka w ruch i jedziemy z tym koksem

czosnek na odstraszenie nocnych gości, heh miałem taką nadzieje, ale czosnek nie odstraszył moich nocnych gości 😉

kolacyjka szybko przyrządzona i czas na konsumpcje 😉

jest ciemno jestem sam tak więc nie ma co za bardzo robić, dlatego kładę się do hamaku przy takich warunkach i leżakuje sobie aż do zaśnięcia ;), było by super przy ognisku, wokoło pełno starych przewróconych i suchych drzew, także z drewnem zero problemu, ale jako że jest jesień i sporo suchych liści na ziemi to nie ryzykuję i zostawiam takie warunki na okres zimowego biwakowania…

Nocka jak już wcześniej wspominałem tajemniczo nie należała do przyjemnych, a to z powodu jak się dowiedziałem później przebywających w okolicy lisów, nie są one groźne, ale ich wycie czy szczekanie nocne, gdzie nie wiedziałem że to one nabawiło mi niezłego pietra, głos jakie wydobywały z siebie był dość przerażający jak by jakiś pies, ale schorowany nie wiem jak to opisać naprawdę i tak cała noc, dopiero rano jak spotkałem ludzi co spacerowali po lesie okazało się że to na pewno lisy bo maja nory niedaleko gdzie biwakowałem i to one właśnie wydobywały ten dźwięk, do tego kilka razy w nocy poczułem niesamowity smród padliny, a lisy właśnie tak mocno cuchną , ten smród był tylko chwilowy prawdopodobnie podczas gdy był blisko mnie, no ale nocka za mną trochę stresująca no ale kto powiedział, że będzie lekko :).

Nastał poranek i już było weselej 😉

poranki w lesie są piękne do tego te słoneczka brak mi słów, ale jeśli chodzi o temperaturę to już z rana dość zimno było…

nie do końca się wyspałem, wypocząłem przez tych nieproszonych gości, heh albo to ja byłem tam nieproszony :), czas na śniadanko, jedzenie mi przetrwało ponieważ powiesiłem je wysoko na drzewie, a tak to kto wie gdzie by się ono znajdowało, pewno w norze lisa 😉

tarp lekko wilgotny tak więc ląduje dalej i się suszy

w między czasie śniadanko

ajajajaj jak ja to lubię 🙂

poranny widok z hamaku przy promieniach słońca

a to widoczek w górę

i jeszcze trochę bliżej…

 wiem wiem, że z rana, ale w takich warunkach on smakuje bardzo 😉 

wypiłem go w towarzystwie diobołka

ni i pozdro dla ekipy DBT

czas na mnie i czas się zbierać, obóz pozostawiam w stanie nienaruszonym, śmieci wszystkie jadą ze mną i lądują w pierwszym koszu, tak więc jadę

trzeba się delektować bo jest naprawdę czym…

piękne kolory, miejsce poniżej to tak zwana Polana Kanetowiec (GPS)

staw przy polanie

dalej jadę lasem do Kamienia…

nowy wyremontowany ośrodek mosiru

i znowu te jesienne kolory

boisko Mosir w Kamieniu

teraz już tylko do domu, jest południe, pogoda piękna, ja niestety słaby i śpiący bo jak wspominałem nocka dał mi popalić, a raczej lisy 😉

 lecę przez Rybnicką Kuźnię

to tu zaczyna się cała magistrala plątaniny kabli z elektrowni

przejeżdżam obok sklepu o którym już sporo słyszałem, to sklep rybny, wpadam do niego i kupuję kawałem wędzonego Halibuta i trochę sałatki, muszę w końcu spróbować bo ludzie za mocno chwalą ten punkt 😉

zakupy zrobione to czas jechać to spokojnie posumować kierunek Velostrada i Park Nad Nacyną

no i bajka, czas dla mnie 🙂 rybka spoko sałatka jeszcze lepsza 😉

no i na tym moja krótka rajza z biwakiem dobiegła końca. 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: Undefined array key "pages" in /profiles/l/lu/luk/lukas-rybnik/lukas-rower.cba.pl/wp-content/plugins/facebook-messenger-customer-chat/facebook-messenger-customer-chat.php on line 117