58 Zlot Przodownicki w Boszkowie
początek kwietnia organizatorzy Zlotu uruchamiają możliwość zapisów, nie czekając długo kontaktujemy się wspólnie z znajomymi z Raciborza i rezerwacja miejscówki wraz z noclegami jest nasza 😉
trochę później, z początkiem maja zamawiam bilety tam i na powrót z Gliwic pociągiem, niestety jadę samodzielnie ponieważ inni ruszają z Raciborza o innej godzinie i z przesiadką, ja wybrałem pociąg bezpośredni…
i jedziemy do Gliwic na cuga…
poranek mega, widoczki super…
bajka…
godzina 6:50 docieram do Gliwic na rynek…
jeszcze foto z faną WRŚ
i już w cugu :), godzina 7:35 startujemy
pociąg bezpośredni do Leszna, kilka godzin i ląduję na miejscu
z Leszna do Boszkowa jakieś 25 km do przekręcenia, jadę trochę na skróty przez las, droga fatalna, piaszczysta jak cholera, ale jadę…
gdzieś tam w lesie małą przerwa na zimny napój 😉
i jazda dalej, jeden kawałem drogi to był niezły, totalna miedzka w polu, nie było łatwo, ale przejeżdżam…
z pola wpadam do wioski, gdzie wbijam na zajebiście duże rondo 😉
kawałek dalej rzucający się kościół…
wpadam do Boszkowa, gdzie moją uwagę przykuwa kamień przy drodze…
odbijam i jadę po wiatrak, wpadam na miejsce, ale za dużo nie widać bo jest na prywatnej posesji…
heh teraz wpadam do Boszkowa, wiatrak był tuż przed nim 😉
jestem w lekkim szoku, niby wioska jakaś, a okazuje się że to miejsce turystyczne niczym pomorze, pełno tu knajp itd….
no i jestem na miejscu zlotu…
jak fana to i fana z faną 😉
no to czas się zapisać i pobrać pakiet startowy…
po zapisaniu wpadam do Cześka na inny kamping aby odebrać od niego swoje graty które mi przywiózł… – dzięki Czesiek
wracam do biura zlotu i wpisuje się do kroniki…
a to oto pakiet startowy…
jest i nr startowy 😉
a tu już zainstalowany na miejscu…
już pierwszego dnia zaraz po przyjeździe otrzymałem od PTTK Szczecin zweryfikowana odznakę Latarni Morskich i Turysty Ziemi Szczecińskiej – dzięki
po tych czynnościach wpadam do mieszkanka i się zaczynam delektować 😉
obok kampingu rozbija się Świdnica, organizatorzy 57 Zlotu w 2017 roku…
byłem już przygotowany po tym czasie na domek nic więcej, no ale cóż wpadają znajomi i jedziemy kilka miejscowości dalej w celu odwiedzenia kościoła drewnianego…
jadąc drogą w kierunku kościoła, napotykamy wesele, które jak się okazało było właśnie w nim
a tak w środku wygląda… a TU jego położenie GPS
kościółek zaliczony, powrót na miejsce zlotu, gdzie od razu wbijam na plażę i kąpie się…
w między czasie wpada reszta ekipy w tym sam Pan Świstak, z którym od razu robię foto bo boję się że szybko wyląduje zaraz gdzie indziej…
wieczorem jeszcze odprawa zlotowa…
no i samojebka na odprawie…
także na tym pierwszy dzionek zakańczamy….
no i pierwszy dzionek, a w zasadzie przyjazd mamy za sobą, dziś oficjalne rozpoczęcie zlotu na stadionie, trwało to dość długo, potem udajemy się na małą przejażdżkę po okolicy, wcześniej jednak szybkie foto grupowe pod banerem zlotowym
na terenie Pałacu, niedaleko stadionu strzelam sobie fotkę z rowerzystą 😉
a to oto wspomniany Pałac i znowu fota grupowa – położenie pałacu
a to jego środek w chwili obecnej jest to budynek gminny…
w parku Pałacu jest pomnik przyrody wiekowy Platan klonolistny, wiek ponad 200 lat
organizatorzy się szykują do rozpoczęcia…
były występy różnego rodzaju, orkiestra, nie mogło też zabraknąć oficjalnego przekazania koła zlotowego na którym jak co roku zaznaczane jest miejsce zlotu…
obserwujemy płytę stadionu, za mną siedzi kolega Piotr, no to samojebka musi być ;), pozdro dla ciebie 🙂
a to nasza Raciborska ekipa, ta na górnym rzędzie ;), dolny rząd to Łódź któremu dziękujemy za wykonanie fotki 😉
po zakończeniu rozpoczęcia udajemy się w małą, spacerową trasę po okolicy, w lesie zatrzymujemy się przy jakimś kamieniu
dalej przystanek przy muzeum rzeźby ptaków i płaskorzeźb…fajne miejsce – położenie TU
w środku jest też kronika pamiątkowa więc wpis się robi…
trasa bardzo krótka bo niecałe 30 km, ale za to w mega upale i drogach piaszczystych, po powrocie do bazy organizatorzy zadbali o punkt pocztowy gdzie można było nadać kartki pocztowe dla kogo się chciało, więc ja nie zastanawiając się długo wysyłam jedną do WRŚ
a drugą do żonki i córki 😉
dzionek zakończony około godziny 16-tej, od razu wbijam do jeziorka wykąpać się, potem wieczorem integracja i game over 😉
dziś dzionek rozpoczynam z fotką wspomnianego już koła zlotowego, jest na miejscu obok mnie więc biorę go i robię fotosa…
kolejny znaczek na konturach Polski na swoim miejscu…
zaraz po tym pomykam na rower, pomykam dziś z Wandrusami, Racibórz zostawiam :), za co ich przepraszam, ale niestety musiałem trochę więcej pokręcić korbą ;), jadę do siedziby Wandusów, gdzie Czesiek już mi na przeciw wyjeżdża…
no to lecimy początek trasy główną drogą niestety i sytuacje mocno niebezpieczne…
ale udaje nam się ten odcinek pokonać bez większych problemów i dalej już droga lokalna, jedziemy i pogaduje sobie z Adamem
za nami reszta ekipy…
jedziemy, ale ja z Cześkiem i Kasią odbijam po pieczątkę, odbijamy ale dobijamy do grupy później 😉
lecimy i wpadamy do miejscowości Śmigiel, wpadamy do skansenu kolejki wąskotorowej
trafiliśmy na miejsce, ale niestety zamknięte wszystko i zrobiono z tego posterunek Policji
potem uderzamy pod Pałac, gdzie obsługa zaproponowała nam za free zobaczyć skansen starych wozów…
super miejsce…
fajnie to wygląda…
a TU jego położenie GPS
dalej w miejscowości Turew wpadamy do muzeum gorzelnictwa…GPS
przed budynkiem mnóstwo starych maszyn do wglądu…
heh dobre to 😉
dalej lecimy i wpadamy do kościoła po sztympel, ja odskakuje na bok bo nie wytrzymałem po sytuacji 😉
Kasia z Cześkiem wbija na fara i woła księdza, po jakimś czasie otwiera i proszą o sztympel, a on na to nie ma sprawy ale to nie tak łatwo, zapraszam do kościoła odmówicie dziesiątkę różańca i porozmawiamy, heh no to ja w nogi i rozkładam się przy drodze w cieniu na ręczniczku i oczekuję na nich…
ale luksus…a w tel kościół a w nim Kasia z Cześkiem 😉
jedni leżą a drudzy się modlą 😉
no ale lecimy dalej, sztympel zasłużony i tyle ;), wpadamy do fajnej miejscowości o nazwie…
Kasia jak to zobaczyła to mówi zrób mi fotę i prześlij mi 😉
kawałek dalej stary wiatrak…
…
dalej robię sobie foto z reklamą serwisu rowerowego mając na uwadze aby się tylko nie przydał…
trasa leci km przybywa, ale już jesteśmy na mecie prawie, tutaj Kasia prowadzi pogawędkę z mężem 😉
Czesiek już też nieźle zmęczony…
i dobijamy do celu na kwaterę, od razu wpadam do jeziorka i kąpie się buuuaaaa nie ma nic piękniejszego od takiego wejścia do wody przy temperaturach około 40 stopni bo tyle dziś było w słońcu…
trasa zakończona mega atrakcyjnie, tępo czasem dość szybkie no ale cóż…jutro kolejny dzionek przed nami
Dzionek zapowiada się super, pogoda miodzio, także śniadanko…
i w trasę, jadę na miejsce spotkania z Cześkiem i Kasią…
kierunek Bukówiec Górny, jedziemy skrótami, miejsce to wypominam podczas rajzy z kolegami z RGB relacja TU
droga leśna a tu tir wyskakuje i robi zamieszanie ;), my spoceni a tu taka akcja, ładnie się obkleiliśmy tym co widać na foto 😉
las się kończy i wpadamy do wsi, do sklepu w celu nawodnienia ;), bryka zaparkowana jak marzenie 😉
dalej wpadamy pod Pałac, gdzie się zatrzymujemy na kawę…
kawę dostajemy z mleczkiem i świeżym miodem lipowym, pychotka, miód podobno ledwo co z wirówki wyjęty, w Pałacu też jest księga gości, więc wpisuje się…
robimy wspólne foto i pomykamy dalej…aa zakupiłem też podobno pyszną miodówkę 40 voltową, zakupiłem ale zabolało w kieszeni jak mało co 😉
ale dodam bo to już po fakcie że warto było, miodóweczka aż szczypie ;), a tu jak sobie siedzimy przy wspomnianej już kawce…
czas się zbierać i wracać na swój plan trasy, jedziemy skrótem przez las gdzie piasku znowu nie zabrakło…
tereny tutejsze są bardzo piaszczyste i prawie każda droga w lesie taka własnie jest…
kawałek dalej kopalnia piasku i żwiru gdzie się zatrzymuję i robię fotkę, woda kryształ ale bez kąpieli niestety 😉
po drodze wiatraczki…symbol tutejszych terenów
jedziemy i widze jakieś jeziorko, od razu hamulec i wbijam do niego bez najmniejszego zastanowienia się, efekt MEGA, temperatura 40 stopni, spocony i brudny od piasku nic lepszego nie mogło się przytrafić ;), a tu Kasi dziękuję za super fotki…
heh a to sem wspomniana Kasia, jak się posila polowym obiadkiem zwanym sznitom 😉
jedziemy dalej bo plan trzeba zrealizować, fajnie zarośnięty domek po trasie
dalej stadnina i konie, tutaj musiałem się zatrzymać i fotkę zrobić i przesłać córce, bo bardzo to lubi, buziaki do Ciebie Kornelko
i jeszcze samojebka 😉
dalej znowu wiatraki…ten to jakiś rodzynek chyba jest bo posiada nr 1
jak nr 1 to i fota grupowa 😉
dalej wpadamy do miasta Rydzyń i pod zamek…położenie TU
zamek zwiedzony i jazda dalej, wracamy się kawałek tą samą drogą, ale widzę jezioro i ścieżkę, więc nią pomykamy i od razu wbijam do wody znowu 😉
a to już Leszno…i Ratusz
rozbijam się trochę po uliczkach miasta w celu zlokalizowania jakiegoś obiadu i natrafiam na takie oto coś 😉
kolejna uliczka w Lesznie, parasolki coś podobnego jak u mnie w Rybniku…
trasa zakończona z dystansem 115 km, zostaję zaproszony przez Kasię i Cześka na grilla, odmówić nie mogłem tak więc udaję się do nich, Czesiek już w swoim żywiole, operator sprzętu 🙂
daje radę i stara się jak tylko może 😉
a tu Kasia nasza Przodowniczka, przy papierach, dodam tu że zdała egzamin najlepiej ze wszystkich 😉
grill zakończony i czas iść coś pospać, ale widząc jeszcze to co na fotkach to musiałem się tam pofatygować 😉
także mała sesja amatorska i do wyrka 😉
Dzionek jak poprzednie słonecznie się rozpoczyna, do tego dla mnie dzionek wyjątkowy bo mam urodziny, najpierw dzwoni żona i składa życzenia, potem córka itd ;), za chwile wpadają do domku inni i życzą tego i owego i jeszcze więcej kilometrów na kole, żonko słyszysz to ;), otrzymuję od ekipy wyjątkowy prezent do tego 38 balonów, podobno tyle nie liczyłem 😉
na początek dnia tyle, potem trochę pokręciłem udając się na pobliską wieżę widokową, ale przyznać trzeba że d…y nie urywa 😉
widok z niej takowy…
lecę, lecimy dalej, jedzie ze mną Kasia i Adam, kierunek kolejna wieża widokowa koło miejscowości Konotop
jedziemy i jedziemy, pogoda marzenie, do tego nad głowami bociany, coś to podobno zwiastuje, ale mam nadzieję że nie 😉
u góry bociany a na dole droga piaskowa, takich dróg tutaj nie brakuje, bez szerokich opon typu rower fat bike nie ma co jechać, porażka, taką drogą co poniżej jechaliśmy jakieś 5-7 km, jechaliśmy a raczej pchaliśmy rower….
droga przez pola, susza jak cholera, na polach sztucznie nawadnianie…
i dalej pola i piasek…
jest ciężko i wkurzająco po jakimś czasie, ale widoczki i cisza to rekompensuje…
lecimy cały czas do celu, wieża widokowa, po drodze rezerwat Przyrody…
i po 47 km i męczeniu się w piasku docieramy, no i widoczek niezły… położenie TU
wieża ma 30 m wysokości, monitoring wokoło…
na szczyt trzeba pokonać 196 schodów, przynajmniej tyle Kasia naliczyła 😉
widoczek niezły…
a tam na dole nasze rowerki bez opieki, no w sumie nie do końca, bo kamer tu nie brakuje…
jeszcze jeden widoczek…
a to sem ja 😉
wieża zaliczona czas jechać dalej, kierunek Konotop i droga powrotna inna niż dojazdowa, kręcimy jakiś czas i zaczynają nas wyprzedzać wojoki 😉
przejechało kilka takich aut…
jedziemy dalej…Adam już powoli ma dość, bo dystans miał być krótki jakieś 40 km, a tu nam wyjdzie 90 km ;), sorrki Adam ale z nami tak to już jest, mówiłem o dystansie 45 km, ale zapomniałem Ci dodać, że w jedną stronę 😉
droga powrotna już bez niespodzianek, lasów unikaliśmy 😉
mały postój na mostku gdzie dość ładny widoczek…
trasa przebiega pozytywnie, ale żarówa z nieba daje popalić, zatrzymujemy się przy pobliskim jeziorku z nadzieją wykąpania się, no ale cóż czar prysł po tym jak zobaczyliśmy wodę, szok, nie można było się wykąpać niestety…
trasa zakończona około godziny 17-tej, potem dzięki uprzejmości Adama i Kasi jedziemy do Włoszczakowej po ciasto i coś do picia na wieczorne posiedzenie urodzinowe…
już wspominałem na początku jaki to prezent dostałem, DZIĘKIIIII
a oto i on to prezent od kolegów i koleżanek z PTTK Racibórz, po jego rozpakowaniu zaniemówiłem…
to zaś prezent od kolegi Czesława, Kasi i Adama, odjazdowa swojska wódeczka Przodownicka 😉
urodzinki trwają i niech się nie kończą bo takich to jeszcze nie miałem, super dzięki EKIPA raz jeszcze, otrzymałem też pod koniec dnia legitymację Przodownicką…co za dzień
pieczątka też już wykonana tylko trochę wcześniej 😉
a oto ona 😉 niby nic a cieszy jak nie wiem co…
podoba mi się… od tej pory jestem szczęśliwym człowiekiem uprawnionym do weryfikowania książeczek PTTK małych stopni, także koledzy i koleżanki jak się wam odwidzi i zaczniecie to zbierać to zapraszam 😉
podsumowując dzionek to nic już nie mogę dodać oprócz tego co napisałem to były chyba najlepsze moje urodziny, niestety spędzone bez rodzinki, ale niestety taki termin zlotu trafił, ale po powrocie jakoś to żonie i córce wynagrodzę, mam nadzieję 😉
Jeszcze raz dzięki WSZYSTKIM ZA MEGAAAA ODJAZDOWYYYY DZIONEK a prezent ZAJEBISTYYYY
a takowy oto filmik urodzinowy otrzymałem od kolegi Dyzia – dzięki stary 🙂
{youtube}dbTnoTsMyrE{/youtube}
dziś dzionek pod nazwą leberstwo ;), nigdzie nie jadę nic nie robię tylko łodpoczywom 😉 przynajmniej mam taki zamiar, pobudka godzina 7:30 i za oknem lampa świeci jak szalona, więc od razu do jeziorka….buuuaaa
jest pięknie, dziś dzionek wolny i tylko plażnig smażing 😉
ciąg dalszy nastąpi 😉 teraz plażing 😉
no i jestem, koniec dzionka ;), przejechałem niecałe 12 km wow wow wow szacun co nie ;), ale jestem zadowolony, opalony na raka i przynajmniej wyrównałem trochę kolarską opaleniznę ;), te 12 km to trasa na obiad do baru w sąsiadującej wsi, miałem nadzieję na coś pysznego, ale d…y nie urywa, przy zamówieniu dostaję kartę z nr 6 hmm albo 9 no własnie o to jest pytanie, mam wybór 😉
no i jest w końcu obiad, pieczeń, ale lipa spieczona na kamień, trudno…
po obiedzie pomykam wokoło jeziora przez las gdzie oczywiście się kąpie…
trasa zakończona i mnie wykończyła ;), szybka kąpiel i czas na relację, a tak się tworzyła 😉
przejechanej trasy nawet tu nie zamieszczam bo w sumie nie ma co 😉 no i tym sposobem koniec kolejnego już przed ostatniego dzionka zlotu, kurdeeeee jak ten czas leci, ledwo co było rozpoczęcie to już jutro zakończenie wieczorem wrrrr, a w sobota na cug i do żoneczki 🙂
Dzisiejszy dzionek rozpoczynam od wizyty na stacji Boszkowo, gdzie o godzinie 6:55 przybywa pociąg osobowy, parowóz…, kto nie widział to polecam fajny efekt widzieć takie retro…
dalej jadę samotnie 😉 bo tak chciałem w kierunku Włoszczakowic, gdzie zatrzymuje się przy Retortach, starych piecach do wypalania drewna, jeden z nich jest czynny i użytkowany okazjonalnie…
a oto one…a TU ich położenie
dalej kierunek miejscowość Wschowa, co prawda nie po drodze mi do niej dziś było bo cel to Wolsztyn i stara parowozownia, ale postanowiłem pojechać na około, jak to mówią na około zawsze bliżej ;), a więc uderzam na rynek do Woszczowej gdzie ukazuje mi się całkiem ładnie wyglądający Ratusz…
teraz już ponad 48 km drogi do Wolsztyna, a więc naginam ostro, droga prosta i równa jak to w tych okolicach bywa…o godzinie około 12-tej wpadam na miejsce do parowozowni wcześniej jednak udaję się nad jeziorko wykąpać i schłodzić się bo upał daje się w znaki…
miejsce całkiem przyjemne i fajne, warte polecenia…
trafiłem akurat na parowóz startujący w kierunku Boszkowa, tam gdzie rano robiłem fotki…
dalej kręcę w kierunku Przemętu, bazy noclegowej po drodze mijam całkiem ładnie wyglądający Pałacyk Kurnatowskich… położenie GPS
pogoda dopisuje jest ciepło i parno, idzie burza, ale oddala się ode mnie więc jadę spokojnie mając nadzieję że ją nie dogonię, zatrzymuje się w polu i wskakuje na sprasowane siano gdzie pada fota…
w tym czasie moi koledze z DBT i WRŚ ślą mi na czata takie oto zdjęcie… – pozdrawiam WAS
nie mogłem zostać dłużny więc też robię samojebkę z izotonikiem i również im przesyłam 😉
rajzę kończę około godziny 15-tej gdzie przy bazie robię fotkę z faną WRŚ i przesyłam na grupę z pozdrowieniami…
teraz kąpiel i coś na ząb trzeba wrzucić, więc spadam na obiadzik – pozdro
obiad zaliczony teraz czas na zakończenie zlotu prze organizatorów, poniżej foto banneru wraz z kołem które już tu wypominałem wcześniej…
a jak banner i koło to i foto grupowe z PTTK Racibórz, od lewej Stanisław, ja, Artur, Małgośka, Brigida, Ania, Grzegorz i Stanisław, zabrakło Jarka, któy to musiał dzień wcześniej wyjechać…
i jeszcze jedno grupowe z innego ujęcia 😉
zakończenie trwa a ja jak to ja szwendam się tu i tam robiąc fotki, napotykam Andrzeja i Piotra no więc selfi musi być 😉
dalej nasz stolik ptkowski w żółtych koszulkach…
a tak to wyglądało z góry…
a no i spotkałem Panią z którą jadłem obiad ;), to Pani z Białegostoku organizatorka 56 Zlotu w Supraślu… – pozdrawiam serdecznie 😉
na tym dzionek kończymy, czas na pakowanie się i jutro rano wyjazd w stronę domu… ;(
ostatni dzionek pięknego zlotu – to już jest koniec, czas wracać do domku…
tutaj coś się może pojawi podczas jazdy pociągiem w drodze powrotnej 😉
no i jestem już w pociągu więc piszemy 😉
pociąg z Leszna godzina 11:20, start na spokojnie o godzinie 8:40, przed bramą główną jeszcze szybka samojebka na tle z bannerem i w dorgę…
jedziemyyy
po przejechani kawałka drogi napotykamy znajomych z Czerwionki Kasię i Adama – pozdrawiam
droga do Leszna mieszana, tzn jest leśna ale mocno piaszczysta więc kręcimy główną powiatową, gdzie niestety mimo weekendu ruch znaczny…
po drodze postój oczywiści w leśnym miejscu…
jest fajnie to i fajna fota zza koła ze szprychami 😉
nawet i jak się załapałem, Grześ dzięki za fota…
przed Lesznem zatrzymujemy się przy niby środkiem europy, dziwne bo takowych punktów w Polsce jest kilka, a powinno być jedno co nie? 😉
ryneczek pikny no to focimy…
wpadamy do Leszna mocno przed czasem, ale taki był plan lepiej wcześniej niż się spóźnić, także jesteśmy i wpadamy na kawusię
idziemy na pifko i kawę, ja opuszczam kolegów i koleżanki bo jadę solo pociągiem bezpośrednim do Gliwic, oni czekają na kolejny swój za godzinę…także jadę…ta relacja właśnie w tej chwili powstałą….POZDRAWIAM czytających 😉
reszta po powrocie do domku, w Gliwicach na koniec i dalej już rowerkiem do Rybnika…
a w takich warunkach się relacja tworzyła 😉
no i dojeżdżamy do Gliwic, niestety pogoda fatalna, pada deszcz i to bardzo mocno…
no ale cóż trzeba założyć kubraczek i jazdaaa
pada coraz to mocniej…
ale jest ciepło, więc spoko się jedzie, obieram mimo to kierunek Chudów, czyli na około zawsze bliżej 😉
za jakiś czas przestaje padać, ale niebo przede mną nie za ciekawe 🙂
przestało więc kubraczek ląduje w sakwie…
jadę do Chudowa, obecnie nie pada, ale chyba to nie na długo 😉
no i jestem i znowu zaczyna padać, ale zatrzymuje się na piwko i mam nadzieję, że to przestanie…
szybka fotka jeszcze na tle ruin zanim nie pada mocno 😉 i na piweczko
jedziemy dalej przez Ornontowice i Czerwionkę, droga którą przeważnie przemierzam na Chudów w remoncie, ale da się przejechać…
no i znowu leje, kubraczek założony w Dębieńsku robię małą przerwę aby wrzucić coś na ruszt…
przerwa na przystanku obok koksowni…
i dalej w deszczu na Rybnik, czym bliżej tym lepsza pogoda ;), przed wjazdem szybka fotka na przyjazd…podobna tez była na odjazd, jest na początku relacji 😉
no i jestem pełen zadowolenia na naszej Velostradzie…
przejazd pod mostem jest zamknięty, rogatki opuszczone…
ufff i jestem na miejscu w domciu, jeszcze tylko szybki myk do Cześka po sakwę którą mi wiózł w aucie i mi było lekko podczas tego wyjazdu dzięki niemu 😉
no i jestem u Czeska, przy okazji myję rowerek bo upierniczony jak mało kiedy, tzn ja myję heh Czesiek nie dął mi dojść do niego – dzięki Czesiu
i na tym rajza i wczasy rowerowe zakończone…
Piękny zlot, piękny rajd, pięknie spędzony czas z super towarzystwem…może coś dopisze jeszcze się zobaczy 😉
a oto pieczecie jakie zdobyłem na zlocie:
zdobyte i zweryfikowane przy okazji odznaki na zlocie: