Praga trip z DBT
Jest, jest nadszedł ten wielki dzionek…Pragaaaaaa, ustawka na rybnickim ryneczku godzina 7:00 początkowo była to godzina 6:00, ale Dioboł namieszał ;p, powoli się zbieramy wszyscy dobiją jest też nas Mirek SWD ze swoim tirem…
jest Bartek i reszta, ale też nie wszyscy bo Kornelia i Mirek dołączają po drodze…
w Lyskach na winku za kościołem dołącza Kornelia, na winku bo przy kościele nie tym razem bo jest mszo 😉
no i jadymyyy, Dioboł na prowadzyniu z traktorzystą 😉
Krzysiek obładowany jak jasny pieron, takiego jeszcze go nie widziałem…
nawet mom foto i jo, dzięki Pjoter 😉
Pjoter też nieźle przypakowany 😉
tukej Miro SWD wyprzedzo ekipa na zakazie, tiry nie mogą, ale co tam 😉
mała przerwa przy sklepie za Raciborzem…
ciągniemy dość szybko bo po dwóch godzinach z groszem jesteśmy w Głubczycach, gdzie mała pauza, przy okazji pstrykam światłosowę od Asni 😉
okolice Prudnika…
kawałek dalej przystanek na foto…
no i jest grupen…a zapomniałem wspomnieć tu Antka i Marka, którzy to nas gonią, bo wyjechali na start o godzinie 11-tej z przyczyn niezależnych, tak więc kręcą sami do pierwszego zaplanowanego noclegu w Vidnavie
heh co to, to nie wiem 😉
fotki zrobione i wpadamy dalej do Czech miejscowości Osoblacha, gdzie się zasilamy 🙂
delikatnie oczywiście po jednym i dalej…
jest fajnie…
i znowu Krzysiek, robię mu foto, bo nie wieżę w to co widzę, jak te koło jest napakowane 😉
a te koło poniżej to Mirka, monstrum niemożliwe 😉
jedziemy tak i jedziemy, postój większy robimy w Jarnołtówku w knajpie, pizzerii pod nazwą Włoski Smak, ale muszę to napisać NIE POLECAMY!!! jedzenie FATALNE, pizza jeszcze jako tako, ale reszta totalnie do bani, zupy z paczki a szkoda gadać – nie zatrzymujcie się tam nigdy na jedzenie…to jest TU
no i mamy to co zamówiliśmy
po zjedzeniu tego i owego paskudztwa uderzamy do Głuchołaz, gdzie Dioboł ujawnia swoją dobrą duszę i kierowcy tego auta delikatnie puka w szybę i mówi że ma Pani otwarte drzwi z tyłu 😉 buuuaaa co za kultura, łapie delikatnie za klamkę i domyka je, nono szacun Diobołku 😉
Głuchołazy pokonane, a już było co kręcić, zaraz po tym wpadamy na teren Czech no i w tym miejscu się zaczęło, niezła serpentynka do pokonania, na dodatek w okolicy burza, nas na szczęście to omija i jakoś tam jedziemy między kroplami deszczu…
serpentyna za nami, droga jakoś mokra bo doganiamy burzę która jest przed nami, ale udaje nam się i tylko lekko nas kropi…Pjoter robi sobie w między czasie zamojebkę w oczekiwaniu do skompletowania grupy…
piękna jazda…
Antek z Markiem dalej naginają samodzielnie z nadzieją że nas dogonią, no ale nie dali rady i wpadają na zakwaterowanie około 23-ciej, gdzie my już dawno ogarnięci i siedzimy sobie w pobliskiej knajpie…
miejscowość bardzo fajna i urokliwa (Vidnava) do granicy kawałeczek bo zaraz za miedzą, zresztą od Głuchołaz do niej jechaliśmy ciągle wzdłuż niej tylko że po stronie Czeskiej, tak więc pierwszy dzionek wyprawy zakończony sukcesem i bez problemów, wszyscy zakwaterowani i szczęśliwi…
no i czas wstawać, wszyscy gotowi, poniżej Dioboł na tle kościoła przed startem 😉
a tu wszyscy…
no i dajemyyyy
droga super, na razie płasko, ale wiemy że tak nie będzie mamy do pokonania co najmniej dwie przełęcze…
wczoraj trasa wzdłuż granicy, dziś podobnie, jesteśmy raz w CZ, raz w PL i tak na okrągło…
Krzyśkowa fana Filipowych kilometrów ciągle z nami…
w miejscowośći Javornik mała przerwa, co nie było planowane, ale widok pięknego zamku z oddali plany zweryfikował, przy okazji postoju robię foto Antkowi na tle tira od Mirka SWD 😉
jedziemy dalej, część ekipy nagina za traktorem, głośno jak cholera ale wiatr zatrzymany no to nadają 😉
no i w tym miejscu dość zabawy teraz się zaczyna już pod górkę 😉
no i z górki też jest ;), do Lasek mamy jakieś 7 km jak Pjoter zauważył 😉
wow jest moc z nami 😉
Kłodzko, zjazd do miasta, wokoło pełno tablic ostrzegawczych bo zjazd jest mega ostry, a na dole rondo…Miro uważej synek 🙂
w Kłodzku szukamy miejsca na posiedzenie, trafia nam się też targanie rowerów po schodach, ale są na szczęście podjazdy na wózek
znaleźliśmy dość fajny bar z domowymi przysmakami i tam spędzamy przerwę i konsumujemy to i owo, po tym szybka fotka na tle Urzędu Miasta i w trasę…
jedziemy zgodnie z planem, ale na prośbę Bartka odbijamy z kursu i wpadamy do centrum Polanicy Zdroju, gdzie chciał koniecznie być, no to odbijamy…piękny widoczek to czemu fotki nie zrobić, i tu znowu poświęca się Krzysiek i robi fajne foto…
kawałek dalej Bartek podprowadza nas pod słynną kulę gdzie kręci się ona na wodzie…
a to ta fotka z poświęceniem Krzycha 😉
jak Polanica to i postój na tutejsze wody 😉
w mieście trwają przygotowania do maratonu, korzystając z okazji robimy fajne foto 😉
z Polanicy dalej przed siebie i pod górę, mały przystanek na przystanku 😉 przed małym deszczem…
w końcu dojeżdżamy do Kudowy Zdroju, gdzie przy Naszej Polskiej Biedronce 😉 robimy zakupy…Miro zadowolony i to bardzo 😉
miałem też tu plan zwiedzić kaplicę czaszek, czy muzeum zabawek, no ale cóż, za późno i rezygnujemy z tego…jedziemy dalej, już w Czechcach, kierunek dobry znaki na Praga
godzina 19-ta z hakiem wbijamy na kwaterę w miejscowości Ceska Skalica i meldujemy się, warunki mega fajne…
czas się zbierać, kolejny i zarazem trzeci dzień kręcenia do celu, zakwaterowanie jakie mieliśmy w miejscowości Ceske Skalice był bardzo wygodny i komfortowy, no może nie dla wszystkich bo jednym zabrakło ciepłej wody a inni starali się wodę zagrzać i sprawa poszła w drugim kierunku ;), godzina 7:00 plan wyjazdu
jeszcze grupowe foto, Krzysiek ustawia sprzęt…
nio i mamy to 😉
startujemy, kręcimy wzdłuż rzeki Labe, kolor rzeczki zajebisty 😉
nieźle to wygląda…
po godzinie, może trochę więcej mała przerwa gdzieś po drodze i zasilenie organizmu, z tego miejsca pozdrawiam Diobła, który to pojechał swoją ścieżką, po naszym staraniu się o niego padła informacja że cytuje Diobła “Praga jest tylko jedna” 🙂 no i pojechał w sruuu
pomykamy sobie przed siebie zgodnie z planem, i widzimy “fajną” knajpę dla cyklistów no to przystanek na kawkę i czeskie pifko, w tym momencie dobija do nas Dioboł…bo jedzie do tej samej Pragi co i my 😉
zdjęcia na odwrót, ale nie tak już zostanie :), przed posiedzeniem oczywiście zamówienia przy barku…
co było do zjedzenia i wypicia to zrobione czas jechać dalej bo do pokonania ponad 130 km, jedziemyyyy, w tym miejscu zmieniłem moje ubranko na lekkie bo słońce naginało niesamowicie, zakładam koszulkę RRR2016 i dajemy dalej…
jak koszulka RRR to i fotka zrobiona przez Pjotra, przesyłam ją też do Leszka i Staśka Komandorów RRR
pozdrawiam Was też z tego miejsca jak to czytacie…
jadymyyyy
gdzieś w lesie 😉
Spajdermen z nami 😉
i znowu przerwa ;), tym razem z leżakowaniem…
w tym miejscu nas trochę poniosło i chcieliśmy się pościgać 🙂
przejazd przez miasto z przekroczoną szybkością, ograniczenie do 30 km/h, a na liczniku 43 km/h 😉
wpadamy do miejscowości Nymburk i jedziemy nad zaporę, zawracamy bo to ślepa droga i dalej na rynek…
restauracja jest, miejsce też to zasiadamy na obiad, Krzysiek jakoś zmarzł i przykrywa się kocykiem ;), a tak jak już Cię wspomniałem to dzięki Krzychu za zamykanie peletonu, wiezienie tego i owego, jesteś mega…
słońce nas tak wygrzało, że wow… w pierwszej kolejności padło zamówienie na zimne napoje, Pjoter z lemoniadą na tle izotoników 😉
dalej na coś dobrego…na talerzu smażony ser pychotka i bardzo syte…
wszystko co było do wypicia i skonsumowania to załatwione, jeszcze kilka fotek na ryneczku, na fotce rower od Krzycha z faną Filipowych kilometrów, a on sam ustawia nam aparacik do fotki…
no i jego wysiłek nie poszedł na marne 😉
czas jechać dalej, dystans do mety to jakieś 45 km, droga lajtowa, niestety też i główna jakaś bo ruch dość spory, no ale cóż, damy jakoś radę, droga prosta jak strzała, więc ja Pjoter i Bartek odskakujemy do przodu i targamy przed siebie, napotykamy na drodze niezły duet, piździk i kolarza za nim 😉
targamy i targamy, wyprzedza nas traktor z naczepą, a my na liczniku jakieś 43 km/h, na naczepie napis 25km/h ;), wyprzedził i przez dość długi dystans siedzimy mu na tyłku…obiad na pewno spaliłem 😉
naginamy samodzielnie w trójkę jak pisałem, trochę się rozdzieliliśmy, ale droga naprawdę cały czas prosto… no i mamy to!!! PRAGA jest nasza…przy tym znaku niestety nie mamy wspólnej fotki, niektórzy nawet takiej, bo znak nie zapowiadał się na ten główny, ale niestety tak było, jak by nie Bartek to nawet ja nie mam takiego foto, bo chciałem pomykać dalej, dzięki Bart…
wpadamy do miasta o godzinie…
przy sklepie Penny się zatrzymujemy i czekamy na resztę, czekamy ponad godzinę ;), dobija reszta i zbieramy się w całość, dalej do centrum na zakwaterowanie się, poniżej na zdjęciu metro na powierzchni…
dalej rzeka Wełtawa gdzie postój na fotyy
co za przystojny duet 😉
a to mój pulpit 😉
no i na miejscu…
wpadamy na plac a tu Polaczki i już się zaczyna 😉
czas na rejestrację…
no i wszyscy zakwaterowani i szczęśliwi, docieramy do Pragi cali, zdrowi, przejechaliśmy jakieś 370 km w sumie bez problemów, z bardzo sprzyjającą pogodą, cały czas słońce, miejscami czasem jakieś burze, ale udaje nam się jechać między nimi ;). Na miejscu jesteśmy o godzinie 20:30 teraz czas na relaks. Dzięki raz jeszcze Krzyśkowi za zamykanie grupy…
dziś dzionek na pieszo, spacerkiem i trochę metrem, około godziny 10-tej startujemy…
do metra jakieś 1,5 km…
jest wesoło
no i czekamy na cuga podziemnego…kuźwa wyglądam z ta torebką jak Twinkiłinki ;), ale Miro dzięki za pożyczenie bo tak bym nie miał dac gdzie gratów 😉
cug podjechał, a w nim ciasno jak w kurniku, ale fota musi być do tego jakiś typek się zahaczył 😉
metro sprawdziliśmy, dalej pieszo, mimo tego że zakupiliśmy bilety dobowe i na komunikację wszelką, ale idziemy z bucika, kierunek miasto, poniżej na foto za mną Katedra Świętych Wita, Wacława i Wojciecha
no i beze mnie…
tutaj miejsce wejścia w miasto i kontrola na bramkach, na foto Dioboł, wszyscy wstrzymują oddech, no ale udaje się go jakoś przemycić i idzie z nami 😉
a to już po kontroli od środka…
fotka grupen…
w oddali wspomniana Katedra a obok nas przejście dywizjonu czy jakoś tam 😉
Mirek jak to zobaczył to się ustawił we wnęce i zamarł ;), w sumie to wieliki chop, ale tu jakiś maławy jest 😉
i dalej Katedra teraz już z bliska
heh a tu Kornelia robiąca foto Markowi 😉
miejsce piękne to i foto musi być MEGA, Krzysiek dzięki, super fota…
a tu Dioboł, chyba nie trzeba nic komentować ;), fota Pjotra
dookoła jakieś wojska czy coś tam podobnego, trafiliśmy też na zmianę warty na bramie…
spacerujemy dalej po mieście, aż napotykamy fajny straganik z trunkiem wina z pomarańczami, no to się zatrzymujemy i degustujemy 😉
jedni kupują, drudzy czekają jak hmmm 😉
kawałek dalej za rogiem piękny widok na miasto…
wow 🙂
heh a tu Diablo robi fotosa z izotonikiem…
spacerek trwa po drodze na środku chodnika gość, jakiś kowal czy cosik tam…
jest ciepło jak jasny gwint, a ten tu jeszcze do pieca dokłado, a woda droga jak złoto, butelka to cena około 100 koron buuuaaa
heh woda droga, do tego droższa jak pifoo, a więc co wybraliśmy?
nio i jesteśmy w środku…
piwo robione na miejscu różnego rodzaju, pyszne…
dalej kierunek wieża widokowa, po drodze Dioboł napotyka na swój kierunek, Peklo 😉
jeszcze bez Dioboła
a teraz już z nim 😉
Peklo za nami i przed nami wieża wspomniana…
jedni wychodzą na jej szczyt inni nie, tak jak i ja, ale fotki mam dzięki uprzejmości Krzycha…
pogoda zajebista to i widok taki sam…ale żeby go zobaczyć to schodów trzeba było pokonać sporo…
a to elita która się schodów nie wystraszyła 😉
powoli idziemy na dół do miasta…
idziemy dalej…Pjoter z Asia nie wiem co tam zobaczyli ale focą to i owo 😉
przystanek w sklepie, na półkach pełno smakołyków z trawką 😉
prawie każdy towar z takim znaczkiem 😉
idziemy dalej uliczkami miasta…
Dioboł znalozł swoich sąsiadów 😉
heh a to Kornelia, cała ona co nie? 😉
spacer trwa długo, aparaty fotki walą jak nigdy, Marek z elektrownią w kapsach 😉
ten widok mnie rozpierdzielił, środek miasta, fajna uliczka, a tu jakieś lumpy kibel se zrobili…
idziemy w kierunku słynnego mostu Karola w Pradze…
ludzi dość sporo na nim, ale okazuje się że i tak trafiliśmy na luzy…
Krzysiek robi selfika z nami…bez Dioboła bo kaś tam się potracioł i poszoł do chałupy 😉
kawałek dalej trochę Wenecji 😉
z drugiej strony niezły kontrast 😉
no i schodzimy z mostu do starego miasta jak dobrze pamiętam…
od razu za nim nieźle wyglądający rowerek gościa z Włoch…
była przerwa na pifko to teraz na lodziki 😉
a tu coś do Pjotra, raj dla niego 😉
jest i słynny Krecik z Czech 😉
kawałek dalej sklep i serwis Apla, niezła wystawka 😉
a tu już kierunek na zakwaterowanie…
spacerek trwa, po drodze mała przerwa na browarka, tutaj chyba można takie napoje spożywać wszędzie obserwując innych, wszędzie dookoła ludzie z czymś takim nikt się nie czai itd…
Pjoter gdzieś tam wychodzi i nas foci…
po drodze szukamy sklepu żeby zrobić jakieś zakupy i trafiamy na bezdomnego Mirka, nie wiem czy go wymeldowali czy jak? ;), ale przygarniamy go do siebie 😉
drugi Mirek wychodzi z pełna taszą…
no i mamy wszystko czego nam trzeba 😉
heh co za widok ;), najlepsze w tym jest to, że mamy aktualny bilet na komunikację, a my z buta targamy nasze zakupy…
a tu nasz bilet 😉
dzionek zwiedzania dobiegł końca, przeszliśmy niepełne 20 km z bucika, pogoda cudna…
no i to już jest koniec, piąty dzionek to czas wracać do domciu, dzień lekki bo wracamy pociągiem o 14:58, tak więc na spokojnie się pakujemy i ogarniamy…
ruszamy na obrzeża miasta ścieżką rowerową…prowadzi Krzychu
tutaj posiedzenie około 3 godzinne w tym czasie się posiłkujemy i degustujemy czeskie specjały 😉
oto one ;), Marek nie umiał się dogadać co tam chciał zamówić więc prawie wchodzi do lodówki i wyciąga to co chce 😉
nie wiem co Kornelia zauważyła w tej chwili, nie mam pojęcia 😉 – powiesi mnie za to foto ale no cóż :p
każdy zajęty jak nigdy, Marek przy barze do lodówki wchodzi a potem chce się wieszać czy jak ? 😉
potem znowu na hamaku się buja…
dziewczyny również wypoczywają…
jak się zwolniło miejsce to i ja zasmakowałem tego luksusu i dobroci w butelce 😉
wygodnie tu jak cholera…
buuuaaa najlepszy był Antek, podrywa pieska od jakieś dziołszki 🙂
heh a Mareczek jak to Mareczek zasypia w kilka minut 🙂
my w między czasie robimy ustawkę do wspólnego foto z barmanami…
w tym czasie Marek się budzi i dobija do nas 😉 i ryczy eee foto beze mnie, jak bym Kornelie słyszał 🙂
no i fotka prawie gotowa…
buuuaaa niezły barak, ale miło się tam czas spedziło
my z trunkami,a Pjoter jak to Pjoter z kawką, ta jest MEGA zajebiście dupno 🙂
czas zapiernicza jak szalony więc powoli się pakujemy z miejsca i jedziemy ścieżką w stronę dworca
widoczki dość fajne…
przejazd przez miasto nie należał do ciekawych, no ale nie znaleźliśmy innej drogi, a i tak podziękowania dla Pjotra i Bartka za rekonesans wcześniejszy trasy na dworzec…
już prawie na miejscu…
no i jest…
dworzec wygląda jak lotnisko, zajebiście duży…
ciężko się było połapać co i jak, ale to normalne, temat ogarniamy…
no i jesteśmy na dobrym peronie nawet jak się okazało, ale stresu było co nie miara z powodu zamieszania na tablicach ogłoszeniowych, w tym momencie były trzy inne podobne pociągi na stacji i za cholery nie mogliśmy się dowiedzieć który jest nasz, oj działo się i ciepło było jak jasny gwint, ale udało się 🙂
w oczekiwaniu…kurde co za postawa ja pinkole 😉
do pociągu pakujemy się w dwa wagony bo rowerów za dużo, najlepszy był Dioboł, biere tego swojego i daje go na wieszak wraz z całym ekwipunkiem w sakwach 😉
najlepsze jest to jaka jest nazwa w Czechach rowerów w pociągach 🙂 – nazwa to ZAVAZADLO, kutwa pasi jak cholera, ale się uśmialiśmy…
rowerki wiszą na swoich miejscach no może oprócz Mirkowego tira bo ten to by chyba pociąg przeważył 🙂
no i teraz ponad dwie godzinki spokojnej jazy, dwie bo niestety jazdę mamy z przesiadką…
nie zabrakło też barku w cugu z czego oczywiście korzystamy…poniżej pierwsza ekipa
teraz drugi wagon, bałem się trochę że niż dojdzie Pani do nas to już nic nie zostanie, ale coś nam zostawili 😉
ceny w czeskich pociągach są lekko wyższe niż w sklepach więc kupuje się super, zobaczcie sami jakie ceny, u nas to kutwa zdzierają jak cholera…
trasa leci dość szybko, czas na przesiadkę, mamy około 30 minut na to więc spokojnie się wyrabiamy…
czekamy…
obok nas nieźle wyglądający automatyczny parking dla rowerów, super sprawa…
dalej lecimy do Bohumina, gdzie nasza rajza się kończy…
jedziemy z dobrymi humorami i zarazem z nadzieją ze zdążymy na pociąg Kolei Śląskich do Rybnika, ale niestety mamy opóźnienie ponad 5 minut, a na przesiadkę była minuta, więc pociąg nam ucieka…
nie zostaje nic innego jak jeszcze dziś trochę pokręcić korbą…
Podsumowanie:
Wyjazd MEGA udany pod każdym względem, najważniejsza była pogoda co nam się trafiła zajebiście, mieliśmy wszystko, a najwięcej słońca i wysokiej temperatury, deszczyku bardzo mało, wyglądało na to, że kręciliśmy dosłownie między burzami :), niezłe to było. Trasa, droga tez dość fajna bo starałem się ją wytyczyć drogami mało uczęszczanymi i chyba się to udało, pierwszy dzień na odcinku Rybnik – Vidnava dość łatwy, trzeci podobny, natomiast co do drugiego to niestety, ale lekko nie było podjazdy jak cholera, zjazdy też się trafiały ;). Także trip super jak już wspomniałem, oczywiście nie zabrakło też lekkich spin między nami, bo tego uniknąć się nie da do końca, ale były lekkie i do ogarnięcia ;).
Chciałbym jeszcze podziękować Krzychowi za mega odpowiedzialną jazdę na końcu grupy, nikogo nie zostawił, jechał tym swoim rowerem zapakowany po brzegi i miał na wszystko oko, dzięki Krzychu, niektórzy mogli mieć do mnie pretensje jako prowadzącego, no ale cóż, trudno, starałem się jak mogłem, czasem niestety od grupy się oddaliliśmy z Bartkiem i Pjotrem jakoś tak wychodziło, ale nikogo nie straciliśmy i w newralgicznych punktach czekaliśmy, no może w samej Prace, a w zasadzie przed nią to się oddaliliśmy na dobre, że Korneli chciał nas dogonić, ale nie dała rady i tym samym oddaliła się od pozostałych i się zamotała wjeżdżając na autostradzie jak to sama opowiada, a tak między nami to nie autostrada tylko dwu pas ;p
Dzięki ekipo za rajzaaaaaa!!!