2017,  rajzy kilkudniowe,  solo

majówka SOLO zachodnia strona PL

Miała być Praga z kolega Dyziem, potem zmieniłem to na przejazd wzdłuż granicy Niemiec i Polski od Świnoujscia do Bogatyni, aż po sam Trójstyk granic, trasa większości po stronie Niemiec, Praga odwołana, stwierdziłem, że jeden trip w tym roku zagraniczny wystarczy w kwietniu był Wiedeń jak pewno sporo was o tym wie… Jak wspomniałem Dyzio odpadł, potem miał jechać Marek, ale niestety też przed samym startem odpadł, więc robię drugi już w tym roku trip SOLO, pierwszy to opolszczyzna zdobyta w marcu – więcej.

Trasę również zmodyfikowałem, jest podobna bo nadal wzdłuż granicy, ale po stronie naszej Polski, tak aby zaliczyć miejscowości wymagane do zaliczenia dużego rajdu dookoła Polski wg wykazu PTTK – więcej,

Piorytetem też na tym wyjeżdźe jest zaliczenie kolejnego już trzeciego dla mnie trójstyku granic – więcej o nich TU

bilety zakupione z Gliwic do Wrocława i dalej Wrocław – Legnica tutaj transport pociągiem…

rower przygotowany i zapakowany, heh moja ciężarówka 🙂

       01.05.2017 Rybnik – Gliwice rowerem – Wrocław – Legnica – Lubań Śląski pociągiem i dalej rower

a więc ruszam godzina 22:10 pociąg o 1:07, ale jadę wcześniej na spokojnie, przy rudzie foto bo na rynku nie dało rady za dużo ludzi się kręciło, majówka…

o godzinie 0:10 docieram do Gliwic na dworzec, jazda fajna, spokojna może tylko ze strachem bo jadąc samemu w nocy drogą 78 w lesie nie raz przeszły mnie dreszcze, ale dałem rady, pampres wytrzymał 😉

mam ponad godzinę czasu na cuga więc ładuję sprzęt elektroniczny w ogólnodostępnych kontaktach na dworcu i posilam się kawą z automatu…

no i w końcu cug podjeżdża 20 minut wcześniej

więc szybko wskakuję na swoje miejsce, rowerów już trochę tam było, ale mój tir też się zmieścił 🙂

cugiem jadę do Wrocławia, gdzie przesiadam się do Koleji Dolnośląskich

i jadę do Legnicy…

w cugu fajnie, wygodnie tylko kurde zimno, jak powiedziałem konduktorowi aby zmniejszył klimę to zadziałało na 10 minut i było OK, ale po chwili znowu piździawka…docelowo miałem jechć do Legnicy i tak też miałem wykupiony bilet, ale podczas jazdy okazało się że ten cug jedzie prawie tam gdzie ja, heh więc zakupuje kolejny bilet i jadę, aż do miejscowości Lubań Śląski przez Węgliniec, gdzie jutro i tak tam dojadę rowerkiem i to był dobry pomysł, bo zyskałem tym samym jakieś 70 km mniej kręcenia i dlatego wylądowałem za Zgorzelcem a nie jak planowałem w Bogatynii :), ale ok docieram do Lwówka i koniec cuga…

pogoda piękna…

zatrzymuje się przy ciekawie wyglądającym Dworku… tutaj położenie GPS

kawałek dalej udaję cię na CPN w celu podbicia książeczki w miejscowości Leśna, aby potwierdzić przejazd zgodnie z wykazem PTTK, obok zauważam rajdówki z logiem LOTOS-u heh to już zboczenie zawodowe chyba jest 🙂

dalej odbijam trochę z trasy w celu zawitania na Zamku Czocha udało mi się to, ale jazda pod górkę nieźle, ale powrót był już spoko 🙂

a tu tyły zamku, pięknie to wyglądało…

no ale trzeba kręcić z zamku widziałem co mnie czeka po zjeździe w stronę Czech, kurcze lekko nie było tir ciężki, a górki jak cholera 🙂

zatrzymałem się na zastawce czeskiej ale żaden autobus nie podjechał 🙂 więc kręcę dalej, flagi WRŚ i Ikra zawiewają fajnie…

u góry, góry heh wiatrak się kręci i nieźle to wygląda, WIELKIII

a ten moment przypomniał mi wycieczkę z WRŚ do Częstochowy, kto pamięta? 😉 i wie o co chodzi 🙂

kawałek w Czechach heh nie mogłem przejechac obojętnie 🙂 ładny horror w zegrotce, nie wiem czamu ale zaroz mi się Kornelia przypomniała 😉

tu kieryś z imprezy na karze heh

tu jakieś tarantule buuuuaaaa

a tu to mi się Danka przypomniała 🙂

kręcę dalej przez Czechy, aż w końcu docieram do Bogatyni wielkiej wykopanej dziury, na widok tego znaku cieszyłem się dwa razy pierwszy teraz..

w mieście tym nie ma nic oprócz wspomnianej dziury, co dalej się też rozpiszę i jakieś stare zabudowania…

dalej docieram na pierwszy niby widok na wielką dziurę, ale nie do konca tak jest, brak miejsc widokowych, wszystko zarośnięte, a jak już jest jakiś wjazd tak jak tu…

to wyskakuje cieć w moro i skacze jak małpa, SZOK co za gość prawie mnie pobił bo wystawiłem stopę poza szlabam, a w zasadzie jego budę heh…ale olać gościa ciemnego i trzeba jechać dalej, kierunek trójstyk państw Polska – Czechy – Niemcy, no i docieram…mam już trzy zaliczone w Polsce a jest ich sześć i będzie kolejna odznaka 🙂 w tym jeden europejski w Austrii zdobyty z Diablo Bike Team 🙂

jadę dalej wdłóż wyrobiska ale nic nie widać, wszystko zarośnięte tylko jakieś wjazdy, kuszące wejścia, kuszące bo zabarykadowane i postawione znaki zakazu, ale co mi tam kuźwa muszę to zobaczyć…


widok niesamowity i strach też po spotkaniu wcześniej z tym cieciem :), szybka fota i spierdziuuu :), jadę dalej gdzie na mapie kończy mi się droga, ale widzę ją przed sobą z tym że z przekreśleniem czyli zamknięta, ale jadę bo co na rowerze nie przejadę, dajesz sobie mówie…za jakiś czas kolejny znak…

ale twardo jadę dalej bo na około to szmat drogi jest a i nadzieję na kolejne widoczki dziury miałem, ale się rozczarowałem…jadę i jadę a tu ZONK

kuźwa se myślę, nie wrócę się te 12 km za hu…. most w remoncie ale szczęście że święto 1 maja więc nie pracują to jest szansa, więc pomykam wjeżdźam a tu jakiś kurde alarm akurat się włączył, więc wycofka, ale chwila nie wrócę się nie ma takiej opcji więc drugie podejście w oddali jakieś auto może ciecia wale go i jadę… ufff udaje się jestem na drugiej stronie heh 🙂

radość trwała chwilę, nie nie spokojnie cieć mnie nie dorwał :), elektrownia Turów leży w dolinie, heh o czym się przekonałem kręcąc ledwo co w górę, kuźwa było co robić…

a to widok za mną, ale foto nie oddaje tego co było do pokonania…na szczycie tych kominów nie było już widać kawałek dalej wiec faktycznie leży w dole ta elektrownia 😉

tak się zmachałem, że musiałem coś na ruszta ciepnąć…

ufff już lepiej, a do Zgorzelca jeszcze kawałek drogi, mam wybór jazda stroną Polską główną drogą lub Niemiecką świeżką rowerową, więc wybieram Niemcy wrrr chodź tego nie lubię, w PL jeszcze małe zakupy…

no i po chwili jestem w no właśnie tam gdzie nic i nikogo nie lubię 😉

ale co tam chciałem Germany to mom, no to kłada się w tych Niemieckich mlyczach i pstrykom foto 😉

konsek dali Niemieckie Zoo 🙂

bociek heh oby mi kogoś nie ciepnoł do komina 😉 jak mie nima 🙂

no i docieram do Gorlitz…

rondo jak w Rybniku u nas z tym że z dupną koparką takiej jeszcze nie mamy 🙂

konsek dali Niemiecki dworzec heh, lepszy co? 🙂

no to mają fajne i ciekawe…

kawałek za tym mostem czuje się już o wiele bezpiecznej bo u nas w PL heh, za mostem od razu widać, tablica pamiątkowa Jana Pawła II

no i jestem w Zgorzelcu robię małe zakupy izotonika i pomykam do Trójcy na nocleg który znalazłem w necie, moja żonecza też mi chciała pomóc i szukała, ale za drogo było bo chcieli 50 zita i więcej, a jo znalozł 6 km za Nimcami za 35 zita i mom luksus ;), po drodze restauracja tej kudłatej z TVN-u wiecie kiero mi chodzi ni 😉

jada, jada i  w końcu Trójca heh nie ta święto ni ni 😉

a to już przed domkiem noclegowym, wygląda nieźle, rozmowa z gościem przez tel zapowiadała się obiecująco…

no i w końcu w izbie, heh

a kolo zaroz za dwjyrzami, ale szkoda że na piętrze bo ledwo żech go wytaszczoł 😉

także dzień dzisiejszy pełen emocji mimo SOLO tripu…jupiiiiii, oby jutro nie było gorzej…ida spać dobranoc 🙂

Marek i Dyzio pozdrawiam was bo mieliście byc tu ze mną, no ale trudno i tak jest fajnie 😉

nocleg w dość fajnym miejscu tutaj podaję namiary, może komuś się przyda…

      02.05.2017 odcinek Zgorzelec – Gubin

Pobudka godzina 6:20, poranne obowiązki i o godzinie 7:30 wyruszam w trasę, pogoda nie zapowiada się ciekawie, ale przynajmniej nie pada (jeszcze), trochę mocno wieje i nie tak jak mi większość z Was życzła w plecy heh. Przed miejscem noclegowym łapię jeszcze zająca wielkanocnego i pstrykam foto wysyłając go do córki 🙂

no więc jedziemy…cel na dziś to Gubin, a juz po drodze znaki kusiły mnie na…

no ale w Wiedniu już byłem więc kręcę dalej przez pola i wioski, naprawdę zadupia jak nie wiem co…

jedziemy i staramy się tirem utrzymać równowagę podczas wiatru 🙂

tak jak mówiłem same pola i wioski, uwagę moją przyciągneły no właśnie nie wiem co to jest 🙂

ja mu fotę, a on czy ona mi język pokazuje 😉

po trasie niestety pogoda się pogarsza tak jak to się rano zapowiadało, więc ubieramy kubraczek i jedziemy dalej…

jest mokro, pada, ale nie jest zimno na szczęście więc można kręcić dobijam do miejscowośći przygranicznej z Niemcami i widzę jakąś w końcu atrakcje dla oczu heh jakaś stara wieża zwana głodną…tutaj coś o niej

dalej piękną niemiecką ścieżką i tu muszę ich za to pochwalić bo naprawdę ścieżki mega, super oznakowane i przygotowane…

mokro i pada coraz to bardziej…

niemiecki rower przy kwaterze do cyklistów 😉

nawet swoje znaki mają które mają ostrzegać o kokotach na drodze 😉

no ale dość chwalenia niemców, jestem znowu w PL i ścieżka co prawda nie asfaltowa, ale jest super…

ścieżka powstała na starej lini kolejowej, na nasypie kolejowym…

ścieżka z diabelskim kamieniem z dedykacja do Diablo 🙂

są też i goście 🙂

zgłodniałem i zatrzymuję się na pierwszym, no może drugim lepszym przystanku i konsumuje co nie co…

dalej dobijam do miejscowści Brody, kolejne zadupie, a tu za rogiem takie cudo 🙂 Pałac więcej TU

wyjazd z wioski miałem w towarzystwie starszej pary i konika…

powiedziałem tylko dzień dybry a koń się wystraszył że hoho 🙂

dalej droga różna jeśli chodzi o nawieżchnię ale po tej to już mam dość, dosłownie rower kontrolowałem co parę km szukając luźnych lub brakujących śróbek 🙂

heh ale były też i takie 🙂

no i w końcu trafiłem na drugą atrakcję w dniu dzisiejszym a jest nią drzewo zwane ośmirnica, naprawdę nieźle to na żywo wygląda…

no i ja na jej tle 🙂

po tych całych atrakcjach docieram w końcu w deszczu do miejscowości Gubin, gdzie miusiał bym jeszcze szukać noclegu, no ale w tym temacie pomogła mi moja żoneczka Kinga, która to znalazła mi nocleg i ja już sobie jechałem spokojnie nie przejmując się tym faktem, dzięki kochanie…

Dzisiejszy trip kończę w Gubinie o godzinie 17-tej…

     03.05.2017 Gubin przez Krosno Odrzańskie, Słubice do Mieszkowic

Wstajamy o 6:10 i ogarniamy się, startujemy godzina 7:30 wyspany, pełny sił…

Kierunek Kostrzyn nad Odrą, jadę w kierunku przeprawy promowej w miejscowości Połęcko, aby zaoszczędzić jakieś 35 km i 2 godziny czasu i przedostać się do Maszewa, jadę ze świadomością, że przeprawa może być zamknięta z powodu wysokiego stanu wody, ale po drodze znaki na prom i zero informacji że zamknięte, więc jadę dalej, po dordze widzę nawet mijające mnie auto więc dodało mi to nadzieji, na przeprawę więc jadę przede mną długie proste odcinki dróg…

wioski nic więcej…

docieram do promu, no i jak można było się spodziewać kur… nieczynny, czy nie szło dać wcześniej informacji o tym ja tego nie mogę zrozumieć co za naród!!!

widząc to trochę się wkurzyłem wiedząc jaki kawał drogi mam na powrót, ale nie poddaje się tak szybko i szukam na mapie jakiegoś przejazdu przez otaczający mnie las, no i mam heh…może było trochę akrobacji ale co przeżyłem to moje i nikt mi tego nie zabierze 😉 po kilkuset metrach pierwsza przezkoda 🙂

ale omijam ją heh 🙂

dalej kurde pole heh ale też się nie poddaje, przygody muszą być!!! 🙂

wszystko przetrwałem i przejechałem i tym sposobem docieram do nieplanowanego miasta…

fajne miejsce się okazało…na miejscu małe zakupy w Żabce bo gdzie indziej jak święto i wszystko zamknięte…

 wypyjam to se smakiem i jadę zadowolony dalej, heh zadowolony wracając się tylko że drugą stroną rzeki Odry wrrrr 🙂

a tu dopadł mnie leń i stwierdziłem, że dalej nie jadę i śluz FOCH 🙂

tym sposobem objazdu rzeki zaliczyłem na plus jakieś 35 km i straciłem 2,5 godziny, a tak to wyglądało…przeprawa jakieś 150 metrów a ja hmmm 🙂

jadę sobie przez wioski, aha moja trasa jest tak zaplanowana, aby zaliczać miejscowości wyznaczone w regulaminie PTTK, w celu objazdu Polski dużego rajdu jak by ktoś nie wiedział :), wpadam do wioski za chwile z niej wypadam i dobijam do Odry, wału z starym rozwalonym mostem, fajnie to wygląda, ale most został tylko po naszej polskiej stronie…

dalej trasa przez wał, kurde niby fajnie ale dupsko mi tak wytrzepało że szok 🙂 jechałem tym ponad 13 km wrrr

dupa wytrzepana, ale rower na szczęście się trzyma całości, chodź i tak kilka razy patrzyłem na niego czy śróbek nie tracę :), zatrzymuję się gdzieś na wysokości niemieckiej miejscowości Lebus

i konsumuje co nie co, heh co nie co, pierwsze piwko w trasie, tak nic nie było, ale Diablo mi napisał że jak chce to mam się napić heh a dzwiwnym trafem miałem jedno pifffko w sakwie no to czemu nie 🙂

ok ale trzeba kręcić, bo czas ucieka, jadę i jadę, docieram do pomnika upamiętniającego obóz pracy…

dalej piękny most, droga która prowadzi do Niemiec, autostrada…

docieram do Słubic, gdzie pstrykam ciekawy kierunkowzkaz wskazujący kierunek drogi do Santiago De Compostela 2713 km jedyne 🙂

 kolejna miejscowość to Kostrzyn Nad Odrą…

przejeżdżam na drugą stronę, czyli do Niemiec hmmm po co no właśnie chyba tylko po foto, a niech jest heh 🙂

plan był taki aby w Kostrzynie poszukać noclegu, ale jako że chce jutro dotrzeć do Szczecina i mam jeszcze siły szukam go trochę dalej, dzwoniąc do miejscowości gdzie właśnie nocuję :), po dordze jeszcze musiałem dodać paliwa do mojego organizmu, bo już silnik klekotał 🙂 tym razem na Małysza bułka i banan…:)

no i jestem na miejscu uffff 🙂

 a tak mam w środku miejscówki 🙂 – lux 🙂

 dzionek kączę i czekam na kolejny 🙂

04.05.2017 odcinek Mieszkowice – Gryfina dalej pociągiem do Szczecina za względu na fatalną pogodę, opady deszczu od samgo rana…

A więc śniadanko i wyruszamy w kierunku Szczecina, ale na około nie bezpośrednio, nie może być lekko 🙂

jedziemy…

po drodze mijam stare mury obronne miasteczka

dalej zaczynają się pomniki wojenne oto jeden z nich…

docieram też do miejscowości Siekierki, gdzie znajduje się cmentarz wojenny…

widać jeszcze rozstawione balustrady, wczoraj odbywały się tu jakieś defilady…kawałek dalej czołg…

pogoda nie rozpieszcza i nie odpuszcza, ciągle pada i pada, fatalnie się jedzie…więc jadę w kierunku 🙂

ale polana zalana cała 🙂

kolejny pomnik wojenny, których w tych okolicach naprawdę nie brakuje…

i tak sobie jadę, ale bez jakieś nadzieji na lepszą pogodę, fatalna jazda, zaczyna robić się zimno i zatrzymuje się na stacji w celu ogrzania się i zagrzania 🙂

kawusia i fastfood…

no ale ruszamy dalej do Szczecina jeszcze jakieś 48 km buuuaaaa, aż mi dupe ściska jak patrze za okno ;), dobijam do miejscowości Gryfino i tak sobie pomyślałem widząc szlak kolejowy żeby wskoczyć do pociągu, pytam kobitkę na przystanku czy jest tu dworzec PKP, a ona odpowiada że tak heh no to poniżej moja radość w pełni 🙂

no i jestem cały przemoknięty, wpadam do kasy po bilet i do kibelka przebrać się cały, bo nie mam suchej nitki na sobie…

no i jest mój cug do Szczcina, moje zbawienie 🙂

a tu już w środku bardzo szczęśliwy 🙂

wysiadam w Szczecinie i dalej nagina deszczem jak cholera…

wpadam do knajpy zjeść coś ciepłego i jak na takie miasto to zjadłem nawet obiad dwudaniowy za 13 zeta hmmm, a tak byłem wykończony 🙂

Plan tego dnia był taki aby ze Szczecina pojechać pociągiem do Świnoujścia tam nocleg i rano rowerkiem znowu do Szczecina i wieczorem pociąg do domku, ale niestety pogoda na to mi nie pozwoliła, popatrzyłem na prognozy na jutrzejszy dzień i mi się odechciało wszystkiego, nie mam zamiaru powtarzać męki z dnia dzisiejszego 🙂

więc zakupuję bilet online i spadam na dworzec, do odjazdu mam trochę ponad trzy godziny, więc wyciągam lapka i robię swoje w wolnej chwili 🙂

także wyjazd na tym kończę, niestety nie do końca z osiągniętym celem, bo cel to Świnoujście, no ale cóż, będzie znowu okazja aby tu wrócić 🙂

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: Undefined array key "pages" in /profiles/l/lu/luk/lukas-rybnik/lukas-rower.cba.pl/wp-content/plugins/facebook-messenger-customer-chat/facebook-messenger-customer-chat.php on line 117